zuzia Pająk swojak
Liczba postów : 226 Join date : 27/09/2011 Age : 70 Skąd : Warszawa - Sieraków
| Temat: Moja propozycja na konkurs Sob 19 Lis 2011, 19:05 | |
| Jak ja Was lubię straszyć
UMARŁ ŚWIAT NIECH ŻYJE ŚWIAT Czerwcowe słońce ciepłymi falami zapachów otulało moją napiętą jak struna postać. Patrzyłam na ciemną linię lasu, zielone pola przecięte niebieską wstążką kanału i strach jak niewidzialne więzy zaciskał mi krtań, wibrował w ciężko dyszącej piersi. Ten sielski obrazek zasnuwała gdzieś na krańcach świadomości mgła panicznego lęku, biła ciężkim rytmem chorego ,starego serca. Budziłam się z krzykiem, zlana potem i drżąca od nieznanego niebezpieczeństwa. Już od kilku lat miałam nadzieję, że ten dziwny, straszny sen był tylko refleksem moich ciężkich przeżyć .Niestety, wracał jak bumerang, niszcząc wypracowany spokój i złudny polor stabilizacji. Właściwie były dwa sny. Jeden z tym pięknym czerwcowym dniem, drugi natomiast ukazywał już konkret sennej zmory z pierwszego. Cała okolica zalana po horyzont ciemną, zbełtaną masą wody. Mała tratwa, sklecona z wejściowych drzwi i mocny drążek wciśnięty w środek szpary wydłubanej tępą siekierką był jedynym elementem dającym nadzieję na pozostanie na powierzchni tego koszmaru. Moja córka przytulona do drążka, zawinięta w kilka kołder i ja stojąca na brzegu tratwy, usiłująca drugim drążkiem sterować w stronę ledwo widocznych wzgórz. Na najwyższym stała przeciwpożarowa wieża zbudowana z solidnych belek. Była naszą nadzieją, ale gdy już dobijałam do jej śliskich stopni, sen kończył się, a ja jęcząc długo leżałam nie mogąc zasnąć. I tak mijały kolejne lata, kolejne czerwce, świat od czasu do czasu potrząsał straszakiem powodzi, trzęsień ziemi i wybuchami wulkanów. Obrastałam w coraz ładniejsze wnętrza, droższe i wygodniejsze meble, stosy interesujących książek i bardziej markowe ciuchy. Moja córka stawała się wyższa, ładniejsza i bardziej przemądrzała /jakby to było jeszcze możliwe/. Sny śniły mi się całkiem normalne, a czasami nawet bardzo nieprzyzwoite. Do dziś! Zapadłam w sen, mimo wszelkich prób utrzymania świadomości. Znów stałam przed domem na wzgórzu /jeszcze go nie zbudowałam i raczej było to mało prawdopodobne/. Słońce zachodziło czerwoną łuną, ciemne chmury chowały się gdzieś pod horyzontem i tylko cienkie smugi cięły szkarłatną kulę na pojedyncze plasterki. Ostatni goście machali w moją stronę a ja po raz setny zaśpiewałam –jak ja nie lubię zmywać . Moja córka krzyknęła z głębi pokoju – na imieniny kupię ci wreszcie zmywarkę! Akurat..sama sobie kupię. Jak to bywa we śnie, przeskoczyłam tą nielubianą czynność .Cały czas miałam świadomość snu, najdziwniejszy był jednak brak tego potwornego strachu. Ucieszyłam się, wszystko będzie dobrze. Nie było dobrze! Szłam korytarzem nadsłuchując i dopiero po chwili zorientowałam się w czym rzecz. Było cicho, za cicho! Wieś w czerwcową noc to cała gama dźwięków. Psy szczekają, świergolą nocne ptaki, samochody wracają po całodniowych balangach, głośny śmiech młodych przetacza się po oknach otwartych na świeże powietrze końca wiosny. Ja nie słyszałam nic. Karolina spała na piętrze, zawsze wierciła się na tym antycznym łóżku, trzeszczało jak najstarsza teściowa. Cisza otaczała mnie jak kokon olbrzymiej larwy. Otworzyłam szerokie, podwójne drzwi, zeszłam po schodach tarasu i popatrzyłam w kierunku wsi. Światła głównej ulicy ledwo przebijały się przez gęstą mgłę. Co dziwniejsze, tumany kończyły się tuż pod bramą naszego podwórka. Nogi zatrzęsły pode mną, nie to nie nogi, to ziemia zadrgała jakby olbrzymi kret próbował uwolnić się i zrobić wielki kopiec na moim zadbanym trawniku. Po chwili kret przesunął się w stronę wsi, urósł i nagle domy moich sąsiadów i rodziny z bezszelestnym, miękkim wdziękiem dobranocki zaczęły zapadać się w głąb ziemi. Wysokie drzewa i betonowe słupy elektrycznej trakcji przez chwilę wynurzały się z głębin, sypiąc ciemnym pióropuszem ziemi, a potem spływały w głąb olbrzymiego kanionu który kilka sekund wcześniej był moją rodzinną wioską. Na szczęście obudziłam się…. Na szczęście? -------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------- Wigilia, 24.12.2012
I co ci zostanie po wielkich pragnieniach ten pierwszy poranek, ten ostatni wieczór ta plama słoneczna co biegnie po ścianie to mleko rozlane jak mgławic początki gdy złapiesz dzieciaka i wrzucisz w ciemność piwnicy ostatniej nadziei, ostatniego tchnienia uciekać, uciekać przed klątwą jasności i co ci zostanie, modlitwa dziecinna aniele mój stróżu, ratuj skrzydłem białym może nie zapomnę wiosny może nie zapomnę twoich wspomnień, moich wielkich pragnień gdy skurczy się świat do jednego planu ognisko pod wzgórzem, dom pod lasu cieniem i ostatnia książka której nie przeczytam
Ostatnio zmieniony przez zuzia dnia Sob 19 Lis 2011, 19:56, w całości zmieniany 1 raz | |
|
Ruda Pająk swojak
Liczba postów : 366 Join date : 24/09/2011 Age : 43 Skąd : ona jest ze snu a ubrana w codzienność
| Temat: Re: Moja propozycja na konkurs Sob 19 Lis 2011, 19:47 | |
| To jest świetne.Przenieś do działu z konkursem, ja też już wrzucę swoją pracę | |
|
zuzia Pająk swojak
Liczba postów : 226 Join date : 27/09/2011 Age : 70 Skąd : Warszawa - Sieraków
| Temat: Re: Moja propozycja na konkurs Sob 19 Lis 2011, 20:13 | |
| Wiersz Armagedon wycinam bo jest w poprzednim poście a całość przenoszę | |
|
Sponsored content
| Temat: Re: Moja propozycja na konkurs | |
| |
|