MÓJ I TYLKO MÓJ ANIOŁ STRÓŻ
Ludzie są dziwni! Niby każdy jest gorliwym chrześcijaninem, wierzy w niebo, piekło i wszystkie dodatki z tym związane, a jak przyjdzie co do czego to patrzą na ciebie jak na kandydata do białego, gustownego kombinezoniku. Pukają się w czoło i szybko musisz dodawać – oczywiście żartuję!
Od wielu lat mam głębokie przekonanie, że gdzieś tam w okolicy moich pleców kryje się pod skrzydłem niewidką przystojny młodzieniec, którego jedynym celem jest wyciąganie mnie z kłopotów i nieszczęść. Żeby było śmieszniej, sam wybiera sposób i czas salwowania mnie od głupot i złych ludzi. Jest kwintesencją rodziców, nauczyciela i męża. Znaczy, najlepiej wie co dla mnie właściwe i dobre. Już nie wspomnę o złośliwych i mocno przesadzonych uwagach o moim małym, babskim rozumku. Co najgorsze, prawie zawsze ma rację. I jak tu lubić taką męsko-anielską wredotę?
Oczywiście przesadzam. Kocham tego swojego stróża i każdego faceta z którym zdarzyło mi się zgrzeszyć podciągam do szablonu Mister A. Nie mają szans.
Kiedy poznałam swojego byłego męża Mister A od razu go podsumował „ frajer, dupek, egoista, będzie się woził na twoim mocnym i wyrozumiałym karku”. Ale jaki przystojny , milusi i mnie chce. Anielski rechot długo szumiał mi gdzieś w końcówkach uszu. Następny raz usłyszałam go, jak wychodziłam z sądu po orzeczeniu rozwodu. „A nie mówiłem…” .Tak, mówił, ale najgorsze co wymyślił dobry Bóg, to wolna wola do robienia głupot.
Nie będę przytaczać dziesiątek sytuacji gdy Mister A podawał mi pomocną dłoń. Opowiem coś, co głęboko wstrząsnęło moim życiem i na zawsze uczyniło Anioła Stróża jedynym facetem mojego znękanego serca.
Córka wymyśliła sobie pewnego lata, że pojedziemy w tym roku na Mazury. Pływać żadna z nas nie umie, ale od czego są rowery wodne i łodzie z wynajmowanym wioślarzem!. Wolałabym nad morze, ale Karolina się uparła i w połowie sierpnia zajmowałyśmy czarny, rozlatujący się drewniany domeczek nad jeziorem Małym ( rzeczywiście za wielkie to ono nie było) . Po pierwszych próbach wodnych szaleństw w przeciekającej łupinie, musieliśmy zadowolić się leżeniem na trawiastej, mocno okupowanej przez mrówki plaży. Po dwóch dniach i z tego trzeba było zrezygnować, bo zrobiło się zimno i chlapliwie( normalne, polskie lato). Żeby coś mieć za swoje ciężko zarobione pieniądze, Karolina ciągnęła mnie na spacery. Okutane w przeciwdeszczowe kurtki, wlokłyśmy przemoczone nogi po mazurskich wertepach.
Było już późne popołudnie i delikatnie próbowałam zawrócić do suchego (mniej więcej) wnętrza naszego domeczku. Moje dziecko zobaczyło nagle jakąś mocno sfatygowaną ruinę i zapragnęło zrobić sobie romantyczne zdjęcie na jej tle. Ruina wyglądała na przedwojęnną stodołę w niemieckim stylu (drewniano-ceglanym). Gdy ustawiłam swoje mocno zziębnięte i zmęczone ciało na tle wierzei , nagle usłyszałyśmy głośne warczenie i zza rogu stodoły wypadło wielkie psisko. Wielka paszcza pełna olbrzymich kłów i przeraźliwy charkot sparaliżowały Karolinę. Wrzasnęła dziko! Szarpnęłam ją za rękę i całą siłą swego emerytalnego ciała walnęłam w przegniłe dechy wierzei. Puściły z trzaskiem, wpadłyśmy do ciemnego wnętrza .W rogu klepiska dostrzegłam wysoką drabinę . Pchnęłam córkę do góry i sama, zapominając o chorych nogach i nadwadze, forsowałam kolejne szczeble czując smród psiego pyska na swoich podeszwach. Ostatnim wysiłkiem przerzuciłam nogi na zleżałe mocno siano i ostrożnie wyjrzałam na dół. Karolina pochlipywała i ciągnęła mnie do tyłu. Na szczęście psisko zrezygnowało z łupu. Dla odmiany usłyszałam na dole męskie, mocno podchmielone głosy. Schowałyśmy się za śmierdzącą belą siana, mając nadzieję, że sobie pójdą. Niestety, wyglądało to na dłuższe posiedzenie. Ich i niestety nasze. Brzęk butelek, chlupot i zadowolone mlaskanie świadczyły o niezłej bibce. Wtulone w kłującą poduszkę, patrzyłyśmy na siebie zrezygnowane. Nagle na klepisku rozległy się wrzaski i przekleństwa. Głośny jęk i brzęk rozbijanych butelek zmroził nam krew w żyłach. Boże, co tam się dzieje! Po chwili rozległ się przeraźliwy krzyk, a potem coś się z głośnym trzaskiem przewróciło. Smród zleżałego siana zastąpiła inna, przerażająca woń palącej się benzyny. Poderwałyśmy się na równe nogi i dopadłyśmy drabiny. Niestety, klepisko tuż pod nią zamieniło się w wielkie ognisko. Mamo, ja nie chcę umierać! Kurczę , ja też nie mam zamiaru. Złapałam ją za ramię i pociągnęłam do następnego zasieku, pełnego starej słomy. Wzorem Bonda skoczyłam w dół, pociągając za sobą córkę. Niestety, kiedy zeskoczyłyśmy ze sterty ( na szczęście dość niskiej) ogień przerzucił się na drugi koniec klepiska odcinając nam drogę. Karolina ze szlochem przywarła do moich pleców – mówiłaś, że będziemy długo żyły! Przecież jeszcze żyjemy, za duży smród jak na raj. Posuwałam się powoli w stronę najmniejszej fali ognia, ale nigdzie nie widziałam możliwości ucieczki.
Przez chwilę odwróciłam się w siebie i krzyknęłam – gdzie jesteś mój aniołku, jak cię naprawdę potrzebuję! Gorące łzy bezsilności zalały mi oczy.
I nagle poczułam chłodny powiew na rękach i usłyszałam cichy szept – idź za zielonym. Za czym? Dopiero po sekundzie zobaczyłam w najdalszym rogu klepiska zieloną smugę na tle ciemnego kłębowiska dymu i czerwonych pasemek ognia. Pociągnęłam na pół żywą ze strachu i dymu córkę i zamykając oczy wbiegłam w zielonkawy tunel. Już po chwili poczułam wspaniały, świeży aromat wieczornego powietrza i smak rzęsistego deszczu na ustach, Z tyłu palącej się jak pochodnia stodoły słychać było przeraźliwe syreny straży pożarnej i policji. Przypomniawszy sobie, co tam się wcześniej działo, wrzasnęłam na zmaltretowaną córkę – uciekamy do domu!. Chyłkiem, za kępami czarnego bzu, pobiegłyśmy w stronę jeziora. Kiedy na drugi dzień, sąsiadka ze Śląska opowiadała nam z wypiekami na twarzy o pożarze w Małej Wsi (wszystko małe, no, no) i spalonym trupie miejscowego pijaczka, tylko groźnie spojrzałam na Karolinę. Gdy w autobusie do Warszawy spytała – mamo, skąd wiedziałaś jak przejść przez ogień? - powiedziałam spokojnie patrząc jej w oczy – mój anioł stróż , jak zwykle. Popatrzyła na mnie dziwnie, a potem szepnęła – podziękuj mu ode mnie. Mądre dziecko, moja krew.
Teraz bez strachu pójdę nawet na drugą stronę. Jest ze mną Mister A. Najwspanialszy facet po obu stronach świata.