Ja pamiętam zimowe dni kiedy na podwórku mieliśmy ślizgawkę powstałą przez wylanie wiadra wody
Mama siedziała w oknie i patrzyła jak się ślizgamy, chuchała na szybę i wystawiała nam oceny.Oczywiście zawsze były 5
A później wracaliśmy do domu i jedliśmy ziemniaki pieczone w piecu.Wtedy jeszcze był kaflowy piec więc ziemniaczki były prawie jak z ogniska